"Człowiek jest tak dalece osobą, jak ma skryte i samotne życie, którego z nikim nie może dzielić. Jeśli kogoś kocham, będę w nim kochać to, co go najbardziej czyni osobą: milczącą głębię, skrytość, samotność jego osobistego życia, które może przeniknąć i zrozumieć tylko Bóg."


Thomas Merton
"Nikt nie jest samotną wyspą"



środa, 8 grudnia 2010

Kaznodziejstwo przez duże "K"

Warte posłuchania. Bardzo prawdziwe. Proponuję pościągać na dyski i słuchać do woli. Dla wszystkich niecierpliwych - po lewej stronie ekranu jest dołączony plik pdf, gdzie jest lista tematów, które porusza Ojciec w danym kazaniu.

http://ojacek.wgdansku.eu/

Spróbujesz, nie pożałujesz.



Pozdrawiam znad "Psychiatrii" pod red. Adama Bilikiewicza!
AAAAAAAAAAAA! Jutro mam egzamin praktyczny, a w piątek egzamin teoretyczny! :o
Psychiatria wygrywa!

2 komentarze:

  1. Wysluchalam slow o.Jacka Krzysztofowicza, i mialam wrazenie jakby mowil czlowiek swiecki... i to co mowil/sorry jakies zametlenie, brak przejrzystosci/ i jak mowil. Ten jego spokojny, wystudiowany glos. Chcialabym go tylko o jedno zapytac czy on kiedykolwiek tak naprawde kochal Boga??????????? zanurzył sie w Jego milosci? Jak moze powiedziec zakonnik, ksiadz po tylu latach, ze ten Bog ktorego kochal jest pustka??? To co on glosil przez te lata? Zyl w jakims wydumanym wyimaginowanym swiecie? Mowi, ze Bog jest odwroceniem sie od ludzi, zycia??? Prawdopodobnie w nim byla pustka i stad puste sa jego slowa. Teraz - ten etap milosci jaka przezywa mozna nazwac choroba duszy,a glownie umyslu. Piekny okres, ale krotki. Ta milosc, o ktorej mowi z taka czuloscia w glosie istnieje tak naprawde w marzeniach, a w zyciu b krotko. Ja bez Boga jego milosci nie przetrwalabym swoich dramatow i cierpienia, tylko On jest zawsze i na pewno ze mna. I On daje mi szczescie. Jest moja najwieksza miloscia. Niech bedzie uwielbiony na wieki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, ojciec Jacek mówił jak człowiek świecki, tzn. nie było w jego kazaniach natchnionego pustosłowia, ani katechetycznej papki, jaką co tydzień jestem karmiona w moim parafialnym kościele. Natomiast faktem jest, że wymagał od słuchacza myślenia, pozostawiał z pytaniami, które domagały się własnych odpowiedzi, kształtował duchowość, a nie pustą religijność, Jako kaznodzieja był w Kościele bezcenny. Na jego kazaniach Kościół "pękał w szwach", bo w jego ustach Ewangelia była zawsze Dobrą Nowiną. To właśnie od niego ją usłyszałam po raz pierwszy po pięćdziesięciu latach bycia w Kościele. Słowem, które głosił potrafił ożywić i obudzić we mnie żywą relację z Bogiem, czyli to, co inni księża swoimi kazaniami skutecznie usypiali ,albo uśmiercali. Zanim ojciec Jacek odszedł, zdążył zrobić więcej dobrego w Winnicy Pańskiej niż ci, którzy pozostają. Jego kazania były i nadal będą dla mnie sytym pastwiskiem Słowa Bożego. I będę się nimi karmić, bo podprowadzają do Boga i zachwycają Nim.
    Mój szanowny przedmówco, pytasz; "co on głosił przez te wszystkie lata?" Chciałbyś dostać odpowiedź na tacy, ale tu nie ma drogi na skróty. Aby się dowiedzieć, zacznij po prostu słuchać. Wszak wiara rodzi się ze słuchania.

    OdpowiedzUsuń