"Człowiek jest tak dalece osobą, jak ma skryte i samotne życie, którego z nikim nie może dzielić. Jeśli kogoś kocham, będę w nim kochać to, co go najbardziej czyni osobą: milczącą głębię, skrytość, samotność jego osobistego życia, które może przeniknąć i zrozumieć tylko Bóg."


Thomas Merton
"Nikt nie jest samotną wyspą"



wtorek, 14 grudnia 2010

Mechanizmy

Niewiele potrzeba człowiekowi, żeby zaczęły się mu włączać pewne mechanizmy... Można to ciekawie zaobserwować na własnej osobie, w tzw. kryzysowych momentach. Ja, dzisiaj na przykład, spacerując sobie po osiedlu, pomyślałam, że teraz to w sumie wszystko mi wolno... I co?? Nagle poczułam niesamowitą ochotę na...................Coca-Colę............... Oczywiście nie udało mi się jej kupić, bo rozsądek "wziął górę" :). Kupiłam soczek...bo zdrowszy...

Patrzę do swojej książeczki zdrowia i mówię sobie: Olka nie wygłupiaj się!!!!!!!! Hm... Hm... Wybiorę się jutro na uczelnię i spróbuję dostać do neurologa bez kolejki. Może pójdę pogadać z kimś na oddział. Może coś z tego wyjdzie...

Niezły prezent pod choinkę...


poniedziałek, 13 grudnia 2010

Choroba

Od tygodnia walczę z infekcją górnych dróg oddechowych... Nie jest lekko, szczególnie w nocy, dlatego od dzisiaj zaczynam kurację antybiotykową. Liczę na szybką poprawę. Klarytromycyna powinna "wykosić" wszystko. Zdrowia życzę!

środa, 8 grudnia 2010

Kaznodziejstwo przez duże "K"

Warte posłuchania. Bardzo prawdziwe. Proponuję pościągać na dyski i słuchać do woli. Dla wszystkich niecierpliwych - po lewej stronie ekranu jest dołączony plik pdf, gdzie jest lista tematów, które porusza Ojciec w danym kazaniu.

http://ojacek.wgdansku.eu/

Spróbujesz, nie pożałujesz.



Pozdrawiam znad "Psychiatrii" pod red. Adama Bilikiewicza!
AAAAAAAAAAAA! Jutro mam egzamin praktyczny, a w piątek egzamin teoretyczny! :o
Psychiatria wygrywa!

czwartek, 2 grudnia 2010

Gwiazda w Gdańsku - koncertowo

Nadal w zachwycie... :) Kojące dźwięki. Warto było marznąć 1,5 h w Mikołaju, żeby móc się zanurzyć w tym głosie i w tej cudownej nucie. Bardzo udany wieczór!

Wow!








poniedziałek, 29 listopada 2010

Temperatura odczuwalna

Z ciekawości zajrzałam na pogodynkę, żeby sprawdzić ile jest u nas stopni mrozu. Na tę chwilę w Gdańsku jest 5 stopni poniżej zera. Temperatura odczuwalna wynosi -22,2 (stopni) C !!!!!!!!! Jest straszliwie zimno!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Lepiej nie wychodzić dzisiaj z domu!

piątek, 26 listopada 2010

Dobre

fot. Oksana
fot. ja
fot. ja

czwartek, 25 listopada 2010

Bombowy dzień!

http://galeria.trojmiasto.pl/100-kilogramowa-bomba-na-Oruni-Gornej-52893.html?id_news=43608&pozycja=7#foto

Dzisiaj śpię prawie na bombie... Saperzy mają ją wywieźć dopiero jutro około 10.00. Zamieszczam linka do pięknego, bombowego zdjęcia. Tuż nad dachem samochodu widać stojący bokiem blok - blok, w którym mieszkam...

Dzielnica "odcięta od świata". Maskara komunikacyjna. Pierwszy śnieg i moje ok. 15 km z buta trzaśnięte. Zmęczenie...

sobota, 20 listopada 2010

iplex.pl

http://www.iplex.pl/vod/p2075-labirynt_fauna.html

Warto obejrzeć, jak ktoś jeszcze nie widział.

Dobranoc

Szykuję się do spania... Tak wyglądają soboty z porannymi kołami... Dobranoc!

piątek, 19 listopada 2010

Zwyczaje

Co lubię robić czytając książki?? Mazać po nich :). Oczywiście, jeśli są moją własnością. Zawsze mam pod ręką jakiś zakreślacz...

św. Bernard "De diligendo Deo"
"Bonus es, Domine, animae quaerenti Te: quid ergo invenienti? Sed enim in hoc est mirum, quod nemo te quaerere valet nisi qui prius invenerit. Vis igitur inveniri ut quaeraris, quaeri ut inveniaris."
"Dobry jesteś, Panie, dla duszy, która Cię szuka. O ileż bardziej dla duszy, która Cię odnalazła? Jest w tym rzecz godna zadziwienia, gdyż nikt szukać Cię nie może, jeśli Cię najpierw nie znalazł. Chcesz zatem być odnajdywanym, aby Cię szukano, być szukanym, aby Cię odnajdywać."


Głębia...

poniedziałek, 15 listopada 2010

Nokia N8

Własnie leze w lozku i bawie sie brata telefonem. Nie ma go w domu. Wyjechal i zostawil swoj nowy aparat w domu. Nokia N8 - jeszcze 2 tygodnie temu nie byla dostepna w PL. Ten wpis powstaje wlasnie na niej. Jestem ciekawa jak on bedzie wygladal w sieci. Telefon jest super!!!!! :)

Domowo...zadaniowo...

Domowo, czyli zadaniowo. Kolejna wizyta w domu z serii - szybki przyjazd, zmiana drutu lub jego podkręcenie i szybki odjazd... Mazowsze skąpane w słońcu. Temperatura cudowna. Zaliczyłam już na rowerze rundkę po mieście. Oczywiście nie obyło się bez załatwienia paru spraw, czyli: oddanie mamusinych książek do biblioteki i zapłacenie koszmarnej kary za ich przetrzymanie (konkretnie 117 zł wr............), potem wizyta na poczcie i zapłacenie rachunków, następnie wizyta u mojej ortodontki. Aktualnie jestem już po drugiej kawie i czekam na przyjazd z pracy siostry. Nie wiem co będziemy robić... Mama już mi tu coś sugeruję, że może pojedziemy na zakupy jakieś,bo tu i tam są promocje. Jak zawsze radości u mnie nie było z tego powodu, bo ja raczej nie przepadam za bieganiem po sklepach i mierzeniem ciuchów, czym doprowadzam mamę i siostrę prawie do rozpaczy :)... Hehehehe...

Walczę z bólem głowy...



wtorek, 9 listopada 2010

Tatry Zachodnie 20-24 X 2010

Pognało mnie... Tym razem były to głównie tereny wokół Doliny Chochołowskiej. Piękny i niezapomniany czas zmaganie się z pogodą i z samą sobą. Uwielbiam wędrować... To jest moje życie, takie właśnie "koczownicze"... Ech... Już planuję kolejne wyprawy...

piątek, 5 listopada 2010

Prezenty

W tym roku nie będę miała żadnych kłopotów z wymyślaniem prezentów bożonarodzeniowych. Dzisiejszego dnia wpadłam w samozachwyt. Długo mi nie przechodziło. Co chwilę wyciągałam i oglądałam. Wyciągałam i oglądałam...

Parę dni temu postanowiła wysłać do laboratorium fotograficznego kilka swoich fotek. Byłam bardzo ciekawa co z tego będzie. Jaka będzie ich jakoś? Otwierając paczuszkę ze zdjęciami przeżyłam szok... Masakra... Cuda... Wyszły genialnie. Jakoś świetna, jak na cyfrówkę. No i te kadry... Marzenie... :)

Muszę zacząć kupować ramki, albumy i drukować foteczki.

poniedziałek, 11 października 2010

Mój osobisty ranking


I miejsce


II miejsce


III miejsce


Z wizytą u sąsiadów - jeden dzień na Podlasiu

Piękna jest nasza Polska. Nie trzeba jechać daleko, żeby móc odpocząć w przepięknej okolicy. W domu rodzinnym jesteśmy na etapie odkrywania uroków Podlasia. Doliny Narwi i Biebrzy robią wrażenie... Każdy znajdzie coś dla siebie. Piesze wycieczki, rowery, kajaki... :) To lubię.

Miejsce urocze, tzw. "perełka" - Tykocin. Żydowski klimat, synagoga, muzea... Warto zobaczyć.

wtorek, 5 października 2010

Studia

Dziwny to będzie rok. Liczę, że uda mi się odetchnąć. Nie wiem jeszcze jak to wszystko będzie wyglądało. Muszę nadać wszystkiemu "ręce i nogi". Biegam po katedrach i zakładach z nadzieją, że poprzepisują mi wszystkie przedmioty z wyjątkiem farmy :(. Ech... Na razie mam już 3 tygodnie wolnego...

Plany na ten rok:
zdać farmę :/
zdać egzaminy dyplomowe z pediatrii, neurologii i chorób zakaźnych
i to tyle na ten rok... Oczywiście wszystko jest jeszcze w planie...

Udało mi się złapać kontakt z Maciejem. Razem będziemy działać w tym roku. Muszę jeszcze odnowić kontakt z drugim Maciejem. Takim samym nieszczęśnikiem jak my. Hehehe a może szczęśliwcem????

Widziałam się z Michałem... Stwierdził, że jestem w depresji i dlatego musimy się napić. Zobaczymy co z tego wyniknie.

Kupiłam Earl Grey'a ;).

Poszukiwania współlokatorki. Odezwała się jakaś tajemnicza Dominika...

W tym roku będzie królował ROWER :)

Właśnie był u mnie listonosz. Przyniósł mi przesyłkę poleconą i poprosił o szklankę wody, bo się bardzo zmęczył. Obdarowałam go całą butelką :). Ależ jest we mnie radość z tego powodu!! Wow

poniedziałek, 27 września 2010

Niebo płacze

Leje... Nie wiem kiedy u Oksy "siąpiło" ;)?? Rano podbijałam dziekanat i katedrę farmakologii. Tegoroczne wejście na Rysy było łatwiejsze od dzisiejszego wdrapywania się na sądówkę... Jutro czeka mnie kolejny dzień z papierami. Liczę na poprawę pogody, bo nie chciałabym suszyć wszystkiego (to byłby już czwarty raz w tym roku). Zobaczymy co przyniesie jutro...

sobota, 18 września 2010

"Bo wolność - to nie cel lecz szansa by"


Życie to ciągłe odkrywanie... Doświadczając coraz większej wolności, dostrzegam coraz wyraźniej moje cele, marzenia i pragnienia... Wszystko staje się mocniejsze. Nabiera ostrości. Zaczynam widzieć i wiedzieć. Łatwiej i spokojniej podejmuje się decyzje. Wolności nigdy dość.

piątek, 17 września 2010

Ta........ Ta......... 2

Właśnie przeczytałam... Ta...................... Hm... Trzeba będzie zadziałać... Popytać mądrych... Niedługo.

Ta.......... Ta..............

Poranek był zupełnie nieudany. Miałam dzisiaj załatwić sprawę z moimi praktykami. I co?? I nic. Ech... Wszyscy na urlopach. Ciekawe jak to teraz będzie...? Mam nadzieję, że wystarczy mi dni...

Oksa już w PL :). Niebawem się zobaczymy w Gda. Super!

Wieczór piękny... Bywają takie momenty w życiu, kiedy się po prostu wie. Kiedy przychodzi dziwna pewność (a co to w ogóle jest????). Lubię ten stan. Można odetchnąć, odpocząć przez chwilę. Zaproszenie... Tylko się nie wymawiać...

Cenna ta chwila...

czwartek, 16 września 2010

Łzy

Ciężki był wczorajszy wieczór. Bardzo trudno jest pocieszać kogoś przez telefon... Nie wiem co mam robić, kiedy ktoś płacze mi do słuchawki :(. To są bardzo trudne momenty, gdy ktoś dzwoni do ciebie z nadzieją, że powiesz mu coś sensownego. Pomożesz mu zrozumieć pewne sprawy. Pomożesz mu poszukać odpowiedzi na pewne pytania. Łatwiej jest wspólnie wszystko przeanalizować. Dużo trudniej jest wypowiedzieć własną opinię na dany temat, gdy zostanie się o to poproszonym...

Jest piosenka, która bardzo mocno oddaje istotę wczorajszego problemu...





Im będziemy coraz starsi, tym będzie nam coraz trudniej. Im będziemy mieć coraz więcej, tym będzie nam coraz trudniej. Jak do tego wszystkiego dojdzie jeszcze stanowisko i bycie KIMŚ - to wtedy już będzie bardzo ciężko. Bardzo ciężko o co??? O proste zaufanie, oddanie. Ciągle będziemy się wzajemnie badać i poddawać różnym próbom...

Należałoby zadać sobie pytanie czy jest jeszcze jakaś nadzieja??

Ja dostrzega nadzieję. Nie dać się iluzji... A co dla Ciebie i dla mnie jest iluzją?? Sami już sobie odpowiedzmy.

środa, 8 września 2010

Beztalencie farmakologiczne

Farmakologia i toksykologia - przedmiot, którego nie potrafię się nauczyć... Nie ogarniam tematu. Żyję nadzieją, że profesor będzie bardzo wyrozumiały dla bohaterów kampanii wrześniowej... Ech... Mam 2 tygodnie na ponowne przejrzenie wszystkiego. Oby to było już ostatnie 2 tygodnie z tym przedmiotem w moim życiu.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

niedziela, 15 sierpnia 2010

Powodzenia

"Strange fascination, fascinating me"


Błogosławieństwa Bożego i otwartości na Świętego Ducha.



"Jak to mówił (nie pamiętam kto? :)) : Odwagi!"
:))))))
s. M. (Siennica, II 2010)

To chyba dzisiaj????? :) Mam nadzieję, że tak... :)


sobota, 14 sierpnia 2010

Co można robić w domu?

Od wczoraj jestem sama w domu tzn. jestem ja i mój pies :).

Będąc samej??(nie wiem czy to polsku jest :), trudny ten nasz język ) w domu można robić bardzo dużo ciekawych rzeczy. Zazwyczaj wykonujemy czynności, których nie wypadałoby wykonywać podczas czyjejś obecności. Co by sobie ten ktoś o nas pomyślał... ;) Hehehehehe

Ciekawe czy ktoś zgadłby co ja dzisiaj robię w domu?? Podejrzewam, że nikt... :)



Przyznaję się, że dzisiaj ogłosiłam dzień rolkarza - jeżdżę na rolkach po domu. :) Dawno już nie miałam takiego FUN'u. Odkręciłam hamulec, więc mam dodatkowe atrakcje. :)
Hehehehehehehehe
:)))))))))))))))

A tak to się robi :)



Miłego dnia

piątek, 13 sierpnia 2010

czwartek, 12 sierpnia 2010

Późno, więc krótko

Gdy się "ślizgamy"
To źle się mamy...

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Pierwszy dzień

I już jestem po pierwszym dniu. Właśnie dzisiaj rozpoczęłam swoje praktyki na oddziale chirurgii ogólnej. Z samego rana tzn. o 8.00 :) musiałam zgłosić się na szkolenie BHP. Pani poględziła trochę jak to teraz jest ach i och w naszym szpitalu. Zachwycała się nad drzwiami przeciwpożarowymi... Fascynujące :)... Traciłam powoli nadzieję, że w ogóle dzisiaj uda mi się dojść na oddział, ale na szczęście pani skończyła swój wywód o godzinie 9.00. Po podpisaniu zaświadczeń byłam już wolna.

Chwilę po godzinie 9.00 dotarłam na oddział chirurgii ogólnej w moim rodzinnym mieście. Muszę przyznać, że nasz nowy szpital prezentuje się lepiej niż serialowa Zielona Góra. Poważnie... No pewnie inaczej jest z personelem :)... Szpital jest super. Wszystko nowe, na najwyższym poziomie. Można przeżyć szok. Ja tam jeszcze z podziwu nie wyszłam. Wchodząc na oddział właśnie trwał obchód, więc byłam zmuszona trochę poczekać. Złapałam ordynatora na korytarzu i pytam się co dalej... Przemiły doktor stwierdził, że poszukamy innego doktora... No i takim sposobem trafiłam do samego zastępcy ordynatora :). Jak mnie doktor zobaczył to stwierdził, że mnie kojarzy, bo mieliśmy już ze sobą wcześniej do czynienia :). Potwierdziłam, że widziałam już doktora w zeszłym roku w akcji... Ja to mam farta. Jestem jego cieniem. Siedzimy przy biureczku i działamy. Dzisiaj udało mi się wypisać, aż dwa skierowania na konsultacje psychiatryczne :). Doktor wszystko ładnie mi pokazał i kazał robić to co on :). Aaaaa udało mi się jeszcze zobaczyć wyciąganie drenu po kraniotomii i dowiedziałam się, że doktor wykonuje operacje Whipple'a. Szacunek... Musiałam się zwolnić już 0 11.15. To tak nie ładnie pierwszego dnia, ale nie miałam wyjścia...

Szybko wyszłam ze szpitala, wsiadłam na rower i pognałam do dentysty :), by o 11.30 usiąść na jego fotelu. Było bardzo przyjemnie. Nic nie bolało, a wszystko może trwało z 15 minut. Wyszłam od mojej dentystki trzymając w ręku swoją pękną, zdrową piątkę... :) W domu byłam już o 12.00 i chwilę po wejściu wciągnęłam jogurt :) (przez słomkę).

Reszta dnia powinna przebiegać spokojnie :) Zobaczymy co będzie jutro w szpitalu...

sobota, 7 sierpnia 2010

Tatry, ludzie i ja... dalszy ciąg

W innym poście napisałam, że opiszę dalszy ciąg moich przygód z ludźmi.

Podczas mojej pierwszej niedzieli w Tatrach. Spotkałam pewnego mężczyznę tzn. to on mnie zaczepił jak schodziłam do Kuźnic. Na pierwszy rzut oka był zwyczajnym turystą w średnim wieku (w rozmowie wyszło, że ma 40 lat). Wędrował po górach sam. Zaczepił mnie w bardzo oryginalny sposób. Nie powiedział nawet dzień dobry, tylko zadał mi bardzo osobiste pytanie (tzn. wziął mnie za kogoś). Nie będę pisała jakie to było pytanie... Odpowiedziałam na nie dość przewrotnie, bo nie wiedziałam z kim rozmawiam. Na początku trochę się zmieszał, ale po chwili odpowiedział, że jest franciszkaninem i obserwował mnie trochę w pewnym miejscu. Zobaczyłam na jego piersi duża taukę i pomyślałam, że być może jest tym za kogo się podaje. Nie przypuszczałam nawet, że nasze spotkanie może być zwiastunem czegoś bardzo ciekawego. Chyba wzajemnie zaintrygowani swoimi osobami, postanowiliśmy, że trochę ze sobą porozmawiamy. Z racji tego, że to pan mnie zaczepił pierwszy, pozwoliłam mu się trochę wygadać. Na początku opowiedział mi co takiego ciekawego widział, obserwując moją osobę... Hm, nic szczególnego... Pytał czy ja go też widziałam. Przyznałam, że nie, bo byłam zajęta :). Potem opowiedział mi pokrótce jak trafił do franciszkanów. Co robił za nim do nich poszedł. Nagle zaczął mówić, że bardzo lubi czytać książki (pomyślałam, że to nic nadzwyczajnego, jakoś się tak składa, że w jego środowisku to dużo ludzi pasjonuje się książkami). Trochę się zdziwiłam, gdy zaczął mówić, że od lat zaczytuje się w pewnym trapiście amerykańskim. Zamilkłam, żeby móc usłyszeć wyraźnie o kogo chodzi. Czekałam tylko, aż powie, że chodzi o Thomasa Mertona. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam, że to bardzo ciekawe, bo ja też się w nim zaczytuję. Pomyślałam sobie: kim ty jesteś człowiecze mały (bo był mały ten franek)?? Najpierw zadajesz mi pytanie z "kosmosu", a potem mnie zarzucasz Mertonem, moim ukochanym Mertonem... Ciekawe co z tego będzie? Nigdy bym nie przypuszczała, że mnie "dopadnie" Thomas w Zakopanem. Nie często mi się przytrafia rozmówca, który by coś mertonowskiego czytał. Temat mieliśmy świetny. Braciszek chyba nie mógł się ze mną rozstać, bo odprowadził mnie, tam gdzie się udawałam, choć było mu to nie po drodze :). Pożegnaliśmy się w niedzielę, nie przypuszczając nawet, że spotkamy się jeszcze raz...


W środę następnego tygodnia, w ramach dnia odpoczynku, postanowiłam jechać do Zakopanego. Idąc obiadową porą po Krupówkach widzę jak naprzeciwko mnie idzie niedzielny braciszek. Jakież było jego zdziwienie, jak mnie zobaczył :). Spieszył się do kościoła, bo chciał się trochę pomodlić. Poprosił mnie, żebyśmy spotkali się za pół godziny pod pewną knajpką i zjedli razem obiad. Powiedziałam mu, że w zasadzie to miałam inne plany i nie za bardzo mam ochotę coś jeść. Nalegał, więc się zgodziłam... Spotkaliśmy się. Na dzień dobry stwierdził, że gdyby nie jego zapominalstwo i pewne zaniedbanie to byśmy się nie spotkali, bo byłby już w drodze do Krakowa... Myślę sobie OK, może i tak :), no, ale się spotkaliśmy. Obiad nam się trochę przedłużył - do godzin kolacyjnych. Niesamowite o ilu rzeczach mogłam z nim pogadać. Jak wiele tematów przerobiliśmy. Gadaliśmy w sumie z 4 godziny. Mówiliśmy podejrzewam o wszystkim. O życiu, jak na nie patrzymy, jak do niego podchodzimy, o przyszłości, o rodzinie, o rodzinach, o związkach, o relacjach, o Kościele, o słabościach, o problemach tu i tam, o jego wspólnocie, o jego wyborach, o jego drodze, o miłości, o potrzebach człowieka i naszych osobistych potrzebach, o Mertonie po raz kolejny, o wędrowaniu, o pielgrzymowaniu, o szukaniu i o odnajdywaniu, o "rozdarciach", o napięciach, o wrażliwości, o tym kim jesteśmy, za kogo się uważamy, w jakim kierunku patrzymy, co sobie myślimy, o doświadczeniu, o podejmowaniu decyzji, o czasie, o unikaniu... I nie wiem o czym jeszcze, ale to było bardzo cenne... Wygadałam się... Dzisiaj wiem, że bardzo mi brakuje takich właśnie rozmów o rzeczach najważniejszych. O rzeczach, którymi żyję w "moim małym świecie" :). Braciszek pozwolił sobie powiedzieć parę rzeczy od siebie. Powiedział, że po tym co usłyszał to bardzo trudno będzie mi znaleźć męża :). Popatrzył mi głęboko w oczy i pozwolił sobie dodać, że jest pewien, że wiem o co chodzi, ale on sam mi tego nie powie... :) Hehehe to była bardzo ciekawa scena. Uśmiechnęłam się do niego i przyznałam mu rację, że chyba wiem co miał na myśli... (nie będę ukrywać, że kandydatów to ja jakoś nie widzę, no, ale kto wie...) Podpytywał się o znajomość pewnych grup ludzi... Czy coś wiem na ich temat? Czy myślałam kiedyś o pewnej formie życia? I takie tam... Szalony!... Na koniec powiedział, że gdyby nie jego 40 lat i stan to by się ze mną ożenił... (chyba w podświadomości stwierdziłam, że kończę z gadaniem z facetami w średnim wieku :) )O zgrozo :/............... Uśmiałam się na ten tekst zdrowo :). Choć jednocześnie przyznam się, że w środku zrobiło mi się przykro...

Żałował, że już wyjeżdża z Zakopanego... Odprowadziłam go na dworzec i tam się ciepło pożegnaliśmy.

Nie mam zielonego pojęcia kim był ten człowiek w rzeczywistości, ale łatwość rozmowy z nim i powaga naszego spotkania nie opuszcza mnie do dnia dzisiejszego...

Jak dam radę to może jeszcze coś napiszę w tym temacie...

czwartek, 5 sierpnia 2010

O czymś

Nie ma to jak życiowa piosenka... Lubię takie...

środa, 4 sierpnia 2010

Uchwycić się

Chyba nie ma dnia, żebym nie pomyślała o tych słowach:

"Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe."

1 Kor 13, 10


"
Wszystko, co doskonałe, dojrzewa powoli."

Arthur Schopenhauer


Łatwiej jest mi przyjąć moją codzienność...

wtorek, 3 sierpnia 2010

Czasami się spełniają...

Jest niedziela 1 sierpnia. Godzina 8.00 rano. Czuję jak coś okropnego wyrywa mnie ze snu. To mój dzwoniący budzik. Bardzo dobrze znam ten dźwięk, nie cierpię go. Pierwsze niedzielne pragnienie - milcz... Uruchamiam powoli swoje zaspane mięśnie. Próbuję zlokalizować miejsce dzwonienia. Czynność: lokalizowanie i łapanie budzika do ręki mam opanowaną do perfekcji. Lata praktyki :). Jeszcze tylko wcisnąć odpowiedni guziczek. Udało się. Zamilkł... Ufff... Nie dzwoni, ale słyszę, że nadal docierają do mnie jakieś dźwięki. Próbuję zorientować się o co chodzi. Słyszę śpiewy. Pielgrzymkowe śpiewy... Wyglądam przez okno i widzę, jak zmierzają na Jasną... Radośni, szczęśliwi, jeszcze niezmęczeni, bo to ich początek wędrówki. A co u mnie? Żal, że mnie nie ma wśród nich. To było tak mocne, że nie mogłam opanować swojego płaczu. Jeszcze przed chwilą spałam sobie jak małe dziecko, a teraz szlocham i się zanoszę... Przeszli. Już ich nie widzę. Śpiewy milknął... A ja zostaję w domu... Uspokajam się.

Godzina 23.00 dnia wczorajszego. Wchodzę, na swoją skrzynkę e-mailową i widzę, że mam wiadomość. Pisze do mnie koleżanka, że właśnie jutro wychodzi na pielgrzymkę z OP'ami i dodaje: "zabieram Cię ze sobą w modlitwie!" :). Właściwie to nawet nie wiem czy idzie z Krakowa czy z Lublina? Ale bardziej skłaniam się ku Lublinowi. Takim to sposobem ja też wędruję na Jasną. Tak bardzo tego chciałam... :)

Powinnam jeszcze wspomnieć o mojej duchowej pielgrzymce do Ziemi Świętej. Jest tam Oksana i wiem, że nosi mnie w sercu:).

I tak sobie pielgrzymuję...


Dziękuję wszystkim za pamięć w modlitwie!

środa, 28 lipca 2010

Tatry, ludzie i ja...

Mój wyjazd w Tatry pierwotnie był podzielony na dwie zasadnicze części. Początkowe 10 dni pobytu miałam spędzić tylko ze sobą. Następne 5 dni miałam spędzić razem z częściowo mi znanymi, a częściowo nie znanymi mi osobami...

Już pierwszego dnia w schronisku moje pierwotne plany uległy zmianie. Moje długo wyczekiwane samotne wędrowanie musiało jeszcze trochę poczekać... Stało się tak za sprawą pewnego mężczyzny, z którym przyszło mi mieszkać w jednym pokoju przez 5 dni. Jakoś się tak złożyło, że podczas naszego pierwszego schroniskowego wieczoru zaproponował mi wspólne wyjście na szlak dnia następnego. Przystałam na to... Muszę przyznać, że wspinało nam się wspólnie bardzo dobrze. Spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Razem w górach, razem w schronisku, razem rano, razem wieczorem, razem w nocy... ciągle razem... Dużo ze sobą rozmawialiśmy, tzn. On dużo mówił, a ja głównie słuchałam. Wiele mi o sobie opowiedział... Mówił o rzeczach najtrudniejszych, najboleśniejszych... Wywarł na mnie ogromne wrażenie swoją szczerości i otwartością. Zapewne liczył na coś więcej z mojej strony, niż tylko wysłuchanie... Zostawił mi od siebie parę ciekawych słów na widokówce. Zabolało mnie trochę serce, gdy usłyszałam z jego ust, że jest naiwny... Żal mi się go zrobiło. W dniu jego wyjazdu pożegnaliśmy się kulturalnie i życzyliśmy sobie samego dobrego w dalszym życiu.

Potem to już było tylko ciekawiej, bo podrywający mnie 25-latek to nic szczególnego... W pierwszym tygodniu w schronisku w Roztoce wieczory spędzaliśmy w większym gronie. Zupełnie naturalnie udało nam się stworzyć mała schroniskową grupę, która co wieczór, przy wspólnym stole, popijając to i owo, potrafiła przegadać długie godziny. Oprócz mnie i Michała do naszych towarzyszy rozmów należały/li: Iza i Dorota (wychowawczynie z domu dziecka), Sebastian (wikary), Jacek (przedsiębiorca) i jego dwóch synów Mikołaj (11 lat) i Jędrzej (13 lat) oraz Grzegorz i Piotr (studenci prawa). Mieszanka wybuchowa. Jakiego tematu byśmy nie poruszyli, każdy miał coś ciekawego do powiedzenia. Czasami dochodziło do tego, że się prawie spowiadano Sebastianowi... :) Iza i Dorota mówiły o tym co się tak na prawdę dzieje w domach dziecka... :( Nie było to miłe... Jacek trochę opowiadał o swoich synach i o związku, w którym teraz żyje. Prawnicy - oni to dopiero byli zakręceni. Super chłopaki. Bardzo pozytywnie nastawieni do życia. Kulturalni :).

Ostatniego wieczora, kiedy jeszcze nasza schroniskowa ekipa była w komplecie, dało się wyczuć pewien smutek... Wiedzieliśmy wszyscy, że następnego dnia część ludzi wyjedzie z Roztoki i tak dobiegną końca nasze wspólne wieczory. Siedzieliśmy wszyscy razem bardzo długo. Noc była piękna. Odpoczywaliśmy na ławeczce przed schroniskiem, tuż przy drzwiach i spokojnie sobie gadaliśmy... Patrzyliśmy w gwiazdy i gadaliśmy... Jakoś się tak złożyło, że na dworze zostałam ja, Iza, Dorota i Jacek. Rozmawialiśmy o Jacka ponad 20-letnim synu (jest jego ojczymem) i tym pokoleniu ludzi. Pamiętam jak mówił, że to "stracone pokolenie" i takie tam... Szkoda mi się zrobiło Jacka, bo słychać było w głosie, że bardzo mu zależy, żeby jego synowie (młodsi) wyrośli na porządnych, samodzielnych i szczęśliwych ludzi... Trochę mnie przytkało, jak w trakcie tej rozmowy Jacek powiedział, z powagą w głosie, że mogłabym być jego córką. Uśmiechnęłam się tylko, ale przez głowę przeleciało mi parę myśli... Wychowywanie 4 synów to musi być ciężkie zadanie, a jaka odpowiedzialność... Bardzo miło będę wspominać tę rodzinkę. Iza i Dorota pozostaną w mojej pamięci, jako dwie szalone wychowawczynie. Sebastian zapalony ski tour'0wiec. Grzegorz - hipochondryk i Piotr - chodzący spokój i pełna kultura.

Z czasem dalszy ciąg moich spotkań...

poniedziałek, 26 lipca 2010

Z miłości, z miłością i dla miłości

Zapraszam do obejrzenia mojej krótkiej kompilacji z wyprawy. Miałam bardzo dużą trudność z wybraniem zdjęć :). W sumie pstryknęłam ponad 1600 fotek... Polecam oglądać to na moim kanale na You Tube w większym formacie.

Film dedykuję wszystkim tym, którzy kochają. Warto żyć dla naszych miłości...

piątek, 23 lipca 2010

Po czasie

Niezapomniany zachód słońca. Właśnie tak pięknie chowało się słońce w dniu mojego powrotu do domu.

Największa przygoda mojego życia (do tej pory) dobiegła końca. Nie ma mnie już na szlaku... Plecak rozpakowany... Sprzęt wyczyszczony i przejrzany... Za chwilę wszystko zaniosę na poddasze, zamknę w szafie gdzie będzie na mnie czekało... Przeglądam zdjęcia i wędruję w swej wyobraźni. Wspominam szlakowe i schroniskowe rozmowy. Bogaty i cenny czas to był.

Powoli...

środa, 14 lipca 2010

Jakoś tak smutno mi jest

Hm... I znowu jestem w mieście... Całe Zakopane stoi w jednym wielkim korku. Miasto zmieniło nazwę na Rozkopane.

Już jutro wyprowadzam się z Roztoki i schodzę na 5 dni do Zakopanego. Moje 10 dni sama na sam z Tatrami - niesamowity czas... Spotkani ludzie. Bardzo różni. Wszyscy bardzo cenni.

Niedziela - niezwykła.

W poniedziałek przeszłam Orlą Perć od Zawratu aż po Przełęcz Krzyżne. To było szalone, ale się udało. W sumie wyprawa zajęłami około 15 h. Ledwie doszłam do Roztoki...

Znikam

niedziela, 11 lipca 2010

Z Zakopanego

Piszę z Zakopanego. Zrobiłam sobie dzień odpoczynku. Pierwszy tydzień był bardzo intensywny. Byłam już na Rysach, Mięguszowieckiej Przełęczy pod Chłopkiem , Wrotach Chałubińskiego, Szpiglasowym Wierchu. Przeszłam już Dolinę Rybiego Potoku i Dolinę Roztoki. W przyszłym tygodniu chcę przejść szlaki wchodzące na Orlą Perć od Doliny Pięciu Stawów Polskich, ale to będzie uzależnione od pogody... Dużo by pisać o wydarzeniach zachodzących w schronisku. Nowe znajomości... Hm... Chodzę sobie po tych naszych przepięknych Tatrach i rozmyślam... Do paru ciekawych wniosków już doszłam... Więcej napiszę jak już będę w domu. Wracam do Roztoki.

niedziela, 4 lipca 2010

Tatry 2010

Bardzo zabiegana... Będę po 19 lipca. Kontakt tylko tel. (najlepiej sms).

Pa

sobota, 26 czerwca 2010

"Śmieję się jak głupi do sera."

Za wiele to ja dzisiaj Tobie nie powiedziałam... Czasami tak po prostu mam i Ty to bardzo dobrze wiesz. Nie potrafię niektórych rzeczy nazwać. Od dwóch dni praktycznie nie mogę zrobić niczego konkretnego, bo mnie wszystko "rozwala". Czuję, że mnie coś "zalewa". Od piątku słucham jednej tylko pieśni, bo mam wrażenie, że ona wyraża mój stan. To wszystko przychodzi zawsze tak niespodziewanie... Zawsze czuję się nieprzygotowana... Zawsze czuję się zaskoczona... Ot, po prostu mam wrażenie, że się "rozpadam", "rozpływam". "Znikam" i o dziwo przynosi mi to ukojenie.

Dziękuję, że mi przypomniałaś o tym wpisie. Powiedziałaś, że to trochę o mnie i powinnam to przeczytać. Tak... Trochę to o mnie... Po przeczytaniu zostało mi w głowie jedno słowo i teraz jest mi chyba łatwiej nazwać co się u mnie dzieje? Gdzie jestem? To Ty mi kiedyś zasugerowałaś, że jestem na pustyni... Praktycznie wiesz tylko to, że tęsknię "za życiem". (Wiem, że to dla Ciebie zbyt ogólnie.) Tęsknota jest moją pustynią... Ale czasami dochodzę do "oazy". To słowo właśnie mi zostało po przeczytaniu tego tekstu. Jak udaje mi się już tam dotrzeć, to po prostu, chyba "tracę zmysły" i "znikam..." :). Wiem co we mnie uderza. Zaczynam "śmieć się jak głupi do sera". Odkąd trafiłam na tę "oazę" już czuję się trochę tak, jak zapewne będę się czuła w poniedziałek wieczorem :)... Wierzę, że wszystkiego się domyślasz i zrozumiałaś moje pokrętne pisanie... :)

Nie wiem, czy wpatrzyłaś się dzisiaj uważniej w moje oczy. One wszystko zawsze zdradzają... Nie wiem czy udało Ci się coś dostrzec... Nawet Sobie nie wyobrażasz, jakiego mam stresa z racji tego, że za chwilę pojadę do domu. Mama zobaczy te moje oczęta i będzie po prostu wiedziała... Ona zawsze wie... Ech... Zresztą już przez telefon "wierci mi dziurę w brzuchu" ciągłym dopytywaniem się. No cóż, mam jeszcze parę dni, żeby doprowadzić się do porządku :)...

Aaaaaa i jeszcze trochę o mojej powrotnej jeździe 154. Nie opuszcza mnie wrażenie, że już od dwóch dni "śmieję się jak głupi do sera". Włącza mi się to jak zostaję sama... Wchodzę do tego autobusu i czuję, że mam taki "zaciech" jak nigdy. Siadam na siedzenie i widzę, że po mojej lewej ręce, na kolanach, zapewne taty, siedzi mała dziewczyneczka. Pewnie jeszcze roku nie miała skończonego. Ja siadam, a ona do mnie, od razu totalny "zaciech". I mnie zaczepia... i wyciąga do mnie swoje rączki... i jeździ nimi po mojej lewej ręce. Sama radość... Jak wspomnę co się działo w tym czasie z moją prawą bosą stopą... Normalnie, co to była za jazda... Biszkoptowy labrador stwierdził, że moja bosa stopa idealnie nadaje się na to, by położyć na niej swój psi pyszczek... :) To wszystko tylko dopełniło mój zacny humor. :) No cóż, ale trzeba było wstać i ustąpić miejsca pewnej starszej pani (oczywiście, sama radość móc to zrobić; z obserwacji wiem, że lepiej nie zadzierać z babciami). A ja ciągle czuję, że "się śmieję jak głupi do sera" tylko że teraz już stoję. Dziewczynka ciągle wyciąga rączki do mnie, więc zdziwienie i wewnętrzna radość jeszcze większa... Zerkam ukradkiem na babcię, której ustąpiłam miejsce, a ona do mnie po prostu taki "zaciech" strzela, że hej! I już prawie połowa autobusu jest w takim "zaciechu", że szok! :) Niesłychana podróż. Tata dziewczynki na koniec: "Pomachaj pani, bo pani już wysiada :)". Pożegnałam się i wyszłam. Jazda się skończyła, a ja nadal "śmieję się jak głupi do sera"...

To jest wpis specjalnie dla Ciebie...

Na najbliższe nadchodzące dni życzę Tobie i sobie samej szaloności w całej naszej niezwykłości!

PS: Słucham (już wiesz czego) :) i "śmieję się jak głupi do sera". Taki czas...

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Gratuluję Braciszku!

"Cześć!

Dzwonię, żeby powiedzieć, że właśnie zdobyłem tytuł "magazyniera" ;)!"

Tymi słowami uraczył mnie mój kochany brat oznajmiając, że właśnie został magistrem. Szkoda, że nie mogę Go uścisnąć, ucałować i pogratulować Mu osobiście. Przyznam szczerze, że już mi się nawet popłakało trochę z tego powodu :(. Jakiś taki smutek mnie dopadł. W końcu łączy nas szczególna więź... Tym razem to On mnie uprzedził. Muszę przyznać, że udało Mu się :). Pewnie czuje się z tego bardzo dumny. Policzyłam sobie, że to już ósmy rok mija odkąd rozłączyło nas na dobre liceum. Ech... Szybko ten czas leci.

Dorobek rodziców (duma ich zapewne też rozpiera): 2x mgr (siostra, brat) i... ?? No i... No i... Nie wiadomo. Czas pokaże. Na mgr'a się nie zanosi...

Świętuj Bracie, bo dzisiaj jest Twój dzień. Powodzenia w przyszłym życiu zawodowym! Dorosłość... Ty pierwszy sprawdzisz "z czym to się je". Buziaki dla Ciebie!

piątek, 18 czerwca 2010

Lepsze niż Hitchcock...


W ostatnią sobotę, 12 czerwca, odwiedziła mnie Oksana. Spędziłyśmy razem całe popołudnie i wieczór. Rozmawiałyśmy na przeróżne tematy m.in. o najbliższym wakacyjnym czasie, o podróżowaniu... Zdziwiłam się trochę, kiedy mi wspomniała, że chciałaby w te wakacje wyjechać na jakąś misję, jako wolontariusz. Nawet zaczęła już działać w tym temacie... Nie wiedziała jeszcze do jakiego kraju mogłaby pojechać. Podejrzewam, że nie zależałoby to od niej, tylko z góry by jej coś zaproponowano, albo musiałaby wybrać jakiś kraj z paru propozycji. Nie pamiętam, jak toczyła się ta nasza rozmowa, ale Oksana w pewnym momencie powiedziała, że chciałaby bardzo pojechać kiedyś do Izraela. Zapytała się mnie: "A ty Ola, chciałabyś?" Pamiętam co odpowiedziałam: "Wiesz Oksa... Nie znam chyba katolika, który nie chciałby odwiedzić Jerozolimy." Na to Oksana: "No, ale ja nie tylko ze względów duchowych, ale także ze względów kulturowych..." (kulturoznawstwo to Oksy profesja :) ). Przytaczam ten fragment naszej rozmowy, bo jest on bardzo istotny dla dalszej historii. :)

Jeszcze tego samego wieczora Oksana pokazała mi pewną stronę internetową. Wstępnie, jeszcze podczas jej obecności, przejrzałam ją. Wydała mi się interesująca. Postanowiłam, że jak już będę sama to poświęcę tej stronie odrobinę czasu. I tak też zrobiłam. Zainteresowałam się działem blogi. Od bloga do bloga, trafiłam na coś co mi się spodobało... Szukałam pewnego rozwiązania graficznego (szablonu)... Z takiego to powodu zatrzymałam się na blogu pewnej osoby, która o dziwo, mieszka w Jerozolimie. Świetnie prowadzony blog. Wszędzie porządek i ład. Bardzo dobrze czytelny. Skupiłam się na początku na tym. Treścią zainteresowałam się dopiero potem... Zauważyłam, że autorka bloga jest bardzo aktywna. Wpisy są prawie codziennie, więc postanowiłam tam wpadać co jakiś czas...

Minął poniedziałek, wtorek, środa i przyszedł czwartek - 17 czerwca. Wstaję rano. Włączam komputer. Jest około 6.30. Sprawdzam pocztę i jakoś tak postanowiłam wpaść na tego bloga. Patrzę. Wstępne spojrzenie na tytuły wpisów... "Zapraszam na wolontariat!" - czytam i zaczynam się śmiać, o kurde! Od razu myślę, że to coś specjalnie dla Oksany. Szybko przesyłam jej linka do bloga. Czekam... Czekam.... Po paru godzinach dostaję wiadomość od Oksy, że zgłosiła swoją chęć i w ogóle jest zachwycona tym blogiem i, że jej się bardzo podoba... Dalsza akcja potoczyła się bardzo szybko. Wymiana e-maili i proszę bardzo... Następnego dnia, w piątek wieczorem, dostaję wiadomość od Oksany, że została przyjęta na ten wolontariat... Leci do Izraela! Na dwa miesiące. :) Łzy radości... Hm... Trudno w to wszystko uwierzyć... Zadziało się... Marzenia się spełniają...

Na razie Oksa w kosmos nie leci (patrz zdjęcie). Musi jej wystarczyć Jerozolima. :)



SHALOM
Wszystkim

poniedziałek, 14 czerwca 2010

"Extrabzdet" i "doktor Brew"

Znalezione na moim uczelnianym serwerze - "Extrabzdecie":

"Miło mi poinformować, że wszyscy studenci piszący zaliczenie w dniu 22.05.2010 przekroczyli próg wstydu i mają zaliczony semestr wiosenny."

Doktor Brew

Hehehehe... Doktor w miarę upływu kursu miał łapać coraz więcej luzu. Muszę przyznać, że przeszedł samego siebie.

Co to jest "Extrabzdet"? - GUMedowski serwer dla studentów i pracowników uczelni. Jego oryginalna nazwa jest inna. Niewtajemniczeni nie mają tam wstępu.

Kto to jest "Doktor Brew"? - Jeden z asystentów na pewnej katedrze. Wtajemniczeni wiedzą o kogo chodzi :). Ach! Ta jego prawa brew... Chyba już jej nie kontroluje... :)

niedziela, 13 czerwca 2010

Wreszcie mi się podoba

Tak już zostanie... Porządek i prostota - to lubię. Koniec z wydziwianiem i ciągłym zmienianiem. Sesja...

Klimatyczna muzyczka...

poniedziałek, 7 czerwca 2010

O niezwykłości wczorajszej niedzieli...

Niebezpieczeństwo milczenia i piękno przyjaźni...

Zapamiętać --->
MÓWIĆ=ŻYĆ! MILCZEĆ=ŚMIERĆ! - wyniesione z wczorajszych nauk o. Tomasza OP'a.

Rozmyślając nad tymi słowami, nasunęło mi się parę wniosków. Nauka bardzo prosta do zapamiętania... Zrobienie sobie rachunku sumienia w świetle "mówienia" i "milczenia" pozwoli mi dostrzec, w której relacji "żyję", a gdzie jestem "nieżywa". Kolejnym krokiem powinno być ożywanie - mówienie/otwieranie się w relacjach, w których jestem "martwa". No cóż, ten krok jest już dużo trudniejszy. W tym miejscu mam w głowie wyraźny obraz wskrzeszonego Łazarza. Gdzieś, kiedyś przeczytałam, że Łazarz po wskrzeszeniu roztaczał wokół siebie nieprzyjemny zapach... Zaiste - "ożywiając" relacje musimy się przedzierać przez różne nasze "smrodki"... Łazarz zapewne próbował zmyć z siebie ten przykry odór. My też możemy powoli zmywać z siebie te nasze "smrody". "Ożywanie" w relacji, "zmywaniem smrodu"=MÓWIĆ/ROZMAWIAĆ.

Nikomu nie życzę, żeby w jakiejś relacji był "martwy" albo "umierał". Ja, w niezwykłości wczorajszej niedzieli, doświadczyłam procesu "ożywania". Czułam, jak patrząc w oczy pewnej osobie, w uścisku i w słowach "Pokój z Tobą" zostaję w tej relacji "wskrzeszona"... Niesamowita głębia - warto czegoś takiego doświadczyć!

Mam nadzieję, że widać, że odzyskałyśmy ŻYCIE:




Jestem wykończona... :) Spałam zaledwie 3,5 h, ale nie żałuję...

Pięknie jest na przywitanie dostać słowa:

"Przyjaciel to ktoś, kto daje Ci totalną swobodę bycia sobą." - Jim Morrison - "Ty mi dajesz-nie ma co : )" - przyjaciółka ma :)

Też mam dzisiaj dzień dziękczynienia!!!!!!!! ;)

niedziela, 6 czerwca 2010

Początki...

Trudno jest zaczynać coś nowego...

Z czasem nabiorę rozpędu...

O czym będę pisała?? - O rzeczach błahych, poważniejszych i poważnych...


Na początek o najważniejszym: