"Człowiek jest tak dalece osobą, jak ma skryte i samotne życie, którego z nikim nie może dzielić. Jeśli kogoś kocham, będę w nim kochać to, co go najbardziej czyni osobą: milczącą głębię, skrytość, samotność jego osobistego życia, które może przeniknąć i zrozumieć tylko Bóg."


Thomas Merton
"Nikt nie jest samotną wyspą"



sobota, 26 czerwca 2010

"Śmieję się jak głupi do sera."

Za wiele to ja dzisiaj Tobie nie powiedziałam... Czasami tak po prostu mam i Ty to bardzo dobrze wiesz. Nie potrafię niektórych rzeczy nazwać. Od dwóch dni praktycznie nie mogę zrobić niczego konkretnego, bo mnie wszystko "rozwala". Czuję, że mnie coś "zalewa". Od piątku słucham jednej tylko pieśni, bo mam wrażenie, że ona wyraża mój stan. To wszystko przychodzi zawsze tak niespodziewanie... Zawsze czuję się nieprzygotowana... Zawsze czuję się zaskoczona... Ot, po prostu mam wrażenie, że się "rozpadam", "rozpływam". "Znikam" i o dziwo przynosi mi to ukojenie.

Dziękuję, że mi przypomniałaś o tym wpisie. Powiedziałaś, że to trochę o mnie i powinnam to przeczytać. Tak... Trochę to o mnie... Po przeczytaniu zostało mi w głowie jedno słowo i teraz jest mi chyba łatwiej nazwać co się u mnie dzieje? Gdzie jestem? To Ty mi kiedyś zasugerowałaś, że jestem na pustyni... Praktycznie wiesz tylko to, że tęsknię "za życiem". (Wiem, że to dla Ciebie zbyt ogólnie.) Tęsknota jest moją pustynią... Ale czasami dochodzę do "oazy". To słowo właśnie mi zostało po przeczytaniu tego tekstu. Jak udaje mi się już tam dotrzeć, to po prostu, chyba "tracę zmysły" i "znikam..." :). Wiem co we mnie uderza. Zaczynam "śmieć się jak głupi do sera". Odkąd trafiłam na tę "oazę" już czuję się trochę tak, jak zapewne będę się czuła w poniedziałek wieczorem :)... Wierzę, że wszystkiego się domyślasz i zrozumiałaś moje pokrętne pisanie... :)

Nie wiem, czy wpatrzyłaś się dzisiaj uważniej w moje oczy. One wszystko zawsze zdradzają... Nie wiem czy udało Ci się coś dostrzec... Nawet Sobie nie wyobrażasz, jakiego mam stresa z racji tego, że za chwilę pojadę do domu. Mama zobaczy te moje oczęta i będzie po prostu wiedziała... Ona zawsze wie... Ech... Zresztą już przez telefon "wierci mi dziurę w brzuchu" ciągłym dopytywaniem się. No cóż, mam jeszcze parę dni, żeby doprowadzić się do porządku :)...

Aaaaaa i jeszcze trochę o mojej powrotnej jeździe 154. Nie opuszcza mnie wrażenie, że już od dwóch dni "śmieję się jak głupi do sera". Włącza mi się to jak zostaję sama... Wchodzę do tego autobusu i czuję, że mam taki "zaciech" jak nigdy. Siadam na siedzenie i widzę, że po mojej lewej ręce, na kolanach, zapewne taty, siedzi mała dziewczyneczka. Pewnie jeszcze roku nie miała skończonego. Ja siadam, a ona do mnie, od razu totalny "zaciech". I mnie zaczepia... i wyciąga do mnie swoje rączki... i jeździ nimi po mojej lewej ręce. Sama radość... Jak wspomnę co się działo w tym czasie z moją prawą bosą stopą... Normalnie, co to była za jazda... Biszkoptowy labrador stwierdził, że moja bosa stopa idealnie nadaje się na to, by położyć na niej swój psi pyszczek... :) To wszystko tylko dopełniło mój zacny humor. :) No cóż, ale trzeba było wstać i ustąpić miejsca pewnej starszej pani (oczywiście, sama radość móc to zrobić; z obserwacji wiem, że lepiej nie zadzierać z babciami). A ja ciągle czuję, że "się śmieję jak głupi do sera" tylko że teraz już stoję. Dziewczynka ciągle wyciąga rączki do mnie, więc zdziwienie i wewnętrzna radość jeszcze większa... Zerkam ukradkiem na babcię, której ustąpiłam miejsce, a ona do mnie po prostu taki "zaciech" strzela, że hej! I już prawie połowa autobusu jest w takim "zaciechu", że szok! :) Niesłychana podróż. Tata dziewczynki na koniec: "Pomachaj pani, bo pani już wysiada :)". Pożegnałam się i wyszłam. Jazda się skończyła, a ja nadal "śmieję się jak głupi do sera"...

To jest wpis specjalnie dla Ciebie...

Na najbliższe nadchodzące dni życzę Tobie i sobie samej szaloności w całej naszej niezwykłości!

PS: Słucham (już wiesz czego) :) i "śmieję się jak głupi do sera". Taki czas...

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Gratuluję Braciszku!

"Cześć!

Dzwonię, żeby powiedzieć, że właśnie zdobyłem tytuł "magazyniera" ;)!"

Tymi słowami uraczył mnie mój kochany brat oznajmiając, że właśnie został magistrem. Szkoda, że nie mogę Go uścisnąć, ucałować i pogratulować Mu osobiście. Przyznam szczerze, że już mi się nawet popłakało trochę z tego powodu :(. Jakiś taki smutek mnie dopadł. W końcu łączy nas szczególna więź... Tym razem to On mnie uprzedził. Muszę przyznać, że udało Mu się :). Pewnie czuje się z tego bardzo dumny. Policzyłam sobie, że to już ósmy rok mija odkąd rozłączyło nas na dobre liceum. Ech... Szybko ten czas leci.

Dorobek rodziców (duma ich zapewne też rozpiera): 2x mgr (siostra, brat) i... ?? No i... No i... Nie wiadomo. Czas pokaże. Na mgr'a się nie zanosi...

Świętuj Bracie, bo dzisiaj jest Twój dzień. Powodzenia w przyszłym życiu zawodowym! Dorosłość... Ty pierwszy sprawdzisz "z czym to się je". Buziaki dla Ciebie!

piątek, 18 czerwca 2010

Lepsze niż Hitchcock...


W ostatnią sobotę, 12 czerwca, odwiedziła mnie Oksana. Spędziłyśmy razem całe popołudnie i wieczór. Rozmawiałyśmy na przeróżne tematy m.in. o najbliższym wakacyjnym czasie, o podróżowaniu... Zdziwiłam się trochę, kiedy mi wspomniała, że chciałaby w te wakacje wyjechać na jakąś misję, jako wolontariusz. Nawet zaczęła już działać w tym temacie... Nie wiedziała jeszcze do jakiego kraju mogłaby pojechać. Podejrzewam, że nie zależałoby to od niej, tylko z góry by jej coś zaproponowano, albo musiałaby wybrać jakiś kraj z paru propozycji. Nie pamiętam, jak toczyła się ta nasza rozmowa, ale Oksana w pewnym momencie powiedziała, że chciałaby bardzo pojechać kiedyś do Izraela. Zapytała się mnie: "A ty Ola, chciałabyś?" Pamiętam co odpowiedziałam: "Wiesz Oksa... Nie znam chyba katolika, który nie chciałby odwiedzić Jerozolimy." Na to Oksana: "No, ale ja nie tylko ze względów duchowych, ale także ze względów kulturowych..." (kulturoznawstwo to Oksy profesja :) ). Przytaczam ten fragment naszej rozmowy, bo jest on bardzo istotny dla dalszej historii. :)

Jeszcze tego samego wieczora Oksana pokazała mi pewną stronę internetową. Wstępnie, jeszcze podczas jej obecności, przejrzałam ją. Wydała mi się interesująca. Postanowiłam, że jak już będę sama to poświęcę tej stronie odrobinę czasu. I tak też zrobiłam. Zainteresowałam się działem blogi. Od bloga do bloga, trafiłam na coś co mi się spodobało... Szukałam pewnego rozwiązania graficznego (szablonu)... Z takiego to powodu zatrzymałam się na blogu pewnej osoby, która o dziwo, mieszka w Jerozolimie. Świetnie prowadzony blog. Wszędzie porządek i ład. Bardzo dobrze czytelny. Skupiłam się na początku na tym. Treścią zainteresowałam się dopiero potem... Zauważyłam, że autorka bloga jest bardzo aktywna. Wpisy są prawie codziennie, więc postanowiłam tam wpadać co jakiś czas...

Minął poniedziałek, wtorek, środa i przyszedł czwartek - 17 czerwca. Wstaję rano. Włączam komputer. Jest około 6.30. Sprawdzam pocztę i jakoś tak postanowiłam wpaść na tego bloga. Patrzę. Wstępne spojrzenie na tytuły wpisów... "Zapraszam na wolontariat!" - czytam i zaczynam się śmiać, o kurde! Od razu myślę, że to coś specjalnie dla Oksany. Szybko przesyłam jej linka do bloga. Czekam... Czekam.... Po paru godzinach dostaję wiadomość od Oksy, że zgłosiła swoją chęć i w ogóle jest zachwycona tym blogiem i, że jej się bardzo podoba... Dalsza akcja potoczyła się bardzo szybko. Wymiana e-maili i proszę bardzo... Następnego dnia, w piątek wieczorem, dostaję wiadomość od Oksany, że została przyjęta na ten wolontariat... Leci do Izraela! Na dwa miesiące. :) Łzy radości... Hm... Trudno w to wszystko uwierzyć... Zadziało się... Marzenia się spełniają...

Na razie Oksa w kosmos nie leci (patrz zdjęcie). Musi jej wystarczyć Jerozolima. :)



SHALOM
Wszystkim

poniedziałek, 14 czerwca 2010

"Extrabzdet" i "doktor Brew"

Znalezione na moim uczelnianym serwerze - "Extrabzdecie":

"Miło mi poinformować, że wszyscy studenci piszący zaliczenie w dniu 22.05.2010 przekroczyli próg wstydu i mają zaliczony semestr wiosenny."

Doktor Brew

Hehehehe... Doktor w miarę upływu kursu miał łapać coraz więcej luzu. Muszę przyznać, że przeszedł samego siebie.

Co to jest "Extrabzdet"? - GUMedowski serwer dla studentów i pracowników uczelni. Jego oryginalna nazwa jest inna. Niewtajemniczeni nie mają tam wstępu.

Kto to jest "Doktor Brew"? - Jeden z asystentów na pewnej katedrze. Wtajemniczeni wiedzą o kogo chodzi :). Ach! Ta jego prawa brew... Chyba już jej nie kontroluje... :)

niedziela, 13 czerwca 2010

Wreszcie mi się podoba

Tak już zostanie... Porządek i prostota - to lubię. Koniec z wydziwianiem i ciągłym zmienianiem. Sesja...

Klimatyczna muzyczka...

poniedziałek, 7 czerwca 2010

O niezwykłości wczorajszej niedzieli...

Niebezpieczeństwo milczenia i piękno przyjaźni...

Zapamiętać --->
MÓWIĆ=ŻYĆ! MILCZEĆ=ŚMIERĆ! - wyniesione z wczorajszych nauk o. Tomasza OP'a.

Rozmyślając nad tymi słowami, nasunęło mi się parę wniosków. Nauka bardzo prosta do zapamiętania... Zrobienie sobie rachunku sumienia w świetle "mówienia" i "milczenia" pozwoli mi dostrzec, w której relacji "żyję", a gdzie jestem "nieżywa". Kolejnym krokiem powinno być ożywanie - mówienie/otwieranie się w relacjach, w których jestem "martwa". No cóż, ten krok jest już dużo trudniejszy. W tym miejscu mam w głowie wyraźny obraz wskrzeszonego Łazarza. Gdzieś, kiedyś przeczytałam, że Łazarz po wskrzeszeniu roztaczał wokół siebie nieprzyjemny zapach... Zaiste - "ożywiając" relacje musimy się przedzierać przez różne nasze "smrodki"... Łazarz zapewne próbował zmyć z siebie ten przykry odór. My też możemy powoli zmywać z siebie te nasze "smrody". "Ożywanie" w relacji, "zmywaniem smrodu"=MÓWIĆ/ROZMAWIAĆ.

Nikomu nie życzę, żeby w jakiejś relacji był "martwy" albo "umierał". Ja, w niezwykłości wczorajszej niedzieli, doświadczyłam procesu "ożywania". Czułam, jak patrząc w oczy pewnej osobie, w uścisku i w słowach "Pokój z Tobą" zostaję w tej relacji "wskrzeszona"... Niesamowita głębia - warto czegoś takiego doświadczyć!

Mam nadzieję, że widać, że odzyskałyśmy ŻYCIE:




Jestem wykończona... :) Spałam zaledwie 3,5 h, ale nie żałuję...

Pięknie jest na przywitanie dostać słowa:

"Przyjaciel to ktoś, kto daje Ci totalną swobodę bycia sobą." - Jim Morrison - "Ty mi dajesz-nie ma co : )" - przyjaciółka ma :)

Też mam dzisiaj dzień dziękczynienia!!!!!!!! ;)

niedziela, 6 czerwca 2010

Początki...

Trudno jest zaczynać coś nowego...

Z czasem nabiorę rozpędu...

O czym będę pisała?? - O rzeczach błahych, poważniejszych i poważnych...


Na początek o najważniejszym: