Jest niedziela 1 sierpnia. Godzina 8.00 rano. Czuję jak coś okropnego wyrywa mnie ze snu. To mój dzwoniący budzik. Bardzo dobrze znam ten dźwięk, nie cierpię go. Pierwsze niedzielne pragnienie - milcz... Uruchamiam powoli swoje zaspane mięśnie. Próbuję zlokalizować miejsce dzwonienia. Czynność: lokalizowanie i łapanie budzika do ręki mam opanowaną do perfekcji. Lata praktyki :). Jeszcze tylko wcisnąć odpowiedni guziczek. Udało się. Zamilkł... Ufff... Nie dzwoni, ale słyszę, że nadal docierają do mnie jakieś dźwięki. Próbuję zorientować się o co chodzi. Słyszę śpiewy. Pielgrzymkowe śpiewy... Wyglądam przez okno i widzę, jak zmierzają na Jasną... Radośni, szczęśliwi, jeszcze niezmęczeni, bo to ich początek wędrówki. A co u mnie? Żal, że mnie nie ma wśród nich. To było tak mocne, że nie mogłam opanować swojego płaczu. Jeszcze przed chwilą spałam sobie jak małe dziecko, a teraz szlocham i się zanoszę... Przeszli. Już ich nie widzę. Śpiewy milknął... A ja zostaję w domu... Uspokajam się.
Godzina 23.00 dnia wczorajszego. Wchodzę, na swoją skrzynkę e-mailową i widzę, że mam wiadomość. Pisze do mnie koleżanka, że właśnie jutro wychodzi na pielgrzymkę z OP'ami i dodaje: "zabieram Cię ze sobą w modlitwie!" :). Właściwie to nawet nie wiem czy idzie z Krakowa czy z Lublina? Ale bardziej skłaniam się ku Lublinowi. Takim to sposobem ja też wędruję na Jasną. Tak bardzo tego chciałam... :)
Powinnam jeszcze wspomnieć o mojej duchowej pielgrzymce do Ziemi Świętej. Jest tam Oksana i wiem, że nosi mnie w sercu:).
I tak sobie pielgrzymuję...
Dziękuję wszystkim za pamięć w modlitwie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz